Profil użytkownika Hatter
Jak dla mnie prześliczny. Cukierkowy, w pastelowych kolorach, czyli dokładnie taki jak stare komedie muzyczne. Bawiłam się świetnie, na pewno jeszcze kiedyś do niego wrócę:)
Naprawdę niezły. Świetnie przedstawiony „łańcuch pokarmowy” wielkich sieci supermarketów. Bohaterowie może nieco uproszczeni, ale podobno nie można mieć wszystkiego;)
Uznanie temu filmowi należy się chociażby za to, że „połączył” stare filmy o Bondzie z nowymi i zrobił to w naprawdę dobrym stylu. Bo Skyfall to następny „Bond”, a nie zwykłe i to nie najlepsze kino akcji, jak w przypadku Casino Royale i Quantum of Solace. Zrobienie filmu, który będzie jednocześnie nawiązywać do poprzednich części i pozostanie „Bondem” na pewno nie było łatwe, a efekt - jak dla mnie - jest świetny.
Niby porządnie zrealizowany, ale... cóż, potocznie mówiąc - szału nie ma. Niesamowita historia zredukowana do kolejnego filmu, gdzie „samotny bohater” brawurowo ratuje rodaków w potrzebie, a wściekły tłum potrzebny jest tylko po to, aby był... no właśnie - wściekły.
Jak dla mnie film był przeuroczy. Szczególnie na tle całej tej wampirzej obsesji. Bawiłam się całkiem nieźle, polecam:)
Zdecydowanie ktoś inny powinien dostać główną rolę... choć być może mam takie wrażenie przez to, że widziałam zbyt wiele filmów, w których Bruce Willis ujawnia swoje cierpiętnicze skłonności-.- Ale poza tym film naprawdę dobry.
Przegadany i chwilami nużący. Ma swoje „momenty”, piękne zdjęcia i Roberta Downey Jr. (który szczerze mówiąc jest jedyną postacią, która przykuwa uwagę), ale to za mało, żeby zrobić naprawdę dobry film...
Sama idea Trzech Kolorów - odwołanie do haseł Wielkiej Rewolucji Francuskiej wydaje się być niezłym pomysłem. Ale potem jest realizacja. Mój problem z Kieślowskim polega na tym, że strasznie nie lubię, kiedy film myśli za mnie. A zarówno Trzy Kolory jak i Dekalogi to właśnie starają się zrobić. Wszystkie są świetnie zrobione, fakt, ale te fabuły jakoś do mnie nie przemawiają...
Szczerze mówiąc nie zrobił na mnie wrażenia... Przypadkowo pomieszane wątki, nie najlepsze aktorstwo, a do tego nieustannie dręczy mnie pytanie: po co jest ten film?
Ciepły, podnoszący na duchu. Nie żadne arcydzieło, ale z pewnością zapadający w pamięć.
Prześliczny. Do wielokrotnego oglądania:)
Potwornie się rozczarowałam, to nawet nie było „trochę” śmieszne...
Film naprawdę niezły. Nie jest to arcydzieło, ale też Allen nigdy tak wysoko nie celował - jego filmy to przede wszystkim inteligenckie poczucie humoru. I
„O północy w Paryżu” bez wątpienia je ma. A do tego naprawdę pięknie pokazany Paryż. Jak dla mnie w sam raz.
Do zobaczenia, chociaż mocno rozczarowuje. Po „Good night and good luck” raczej spodziewałam się czegoś dużo lepszego. I jeszcze ta końcówka jak „butem w mordę” - gdyby widz nie zrozumiał przesłania, to mu je zakończenie dosłownie przytoczy...
Jeden z tych filmów, które nie dają spokoju. Co widać np w tym, że prawie każda recenzja (w magazynach, na portalach) ma swoją własną interpretację, zwykle zupełnie różną. I każda jest prawdopodobna. Jednym słowem - jest o czym myśleć.
Świetny. Do teraz, widząc jakiś przedziwny mural, wyobrażam sobie Mr. Brainwasha.
Niezwykły... ale tylko jako film sam w sobie. Jako ekranizacja książki - odrobinę poplątany, zgubił główny sens. Film jest o wyrywaniu się spod wpływu toksycznej matki, książka - o dojrzewaniu i podejmowaniu trudnych, czasem wręcz niemożliwych decyzji.
Całkiem niezły, nie za ciężki, odrobinę moralizatorski, ale wszystko w granicach normy.
Jeden z niewielu filmów o tematyce politycznej, które rzeczywiście nie oceniają. Świetny - naprawdę można się wciągnąć.
Sama historia - wręcz nieprawdopodobna, dobrze, że się o niej mówi, szkoda, że dopiero teraz. Ale film? Tak toporny, schematyczny i przepełniony tanimi chwytami mającymi zwiększyć dramaturgię, że człowiek nie wie, czy ma się śmiać czy płakać czy uciekać w popłochu.